Janina Paradowska nie żyje. Zmarła w wieku 74 lat. Redakcja ESKA INFO 2016-06-29 11:35. Czy ten artykuł był ciekawy? Podziel się nim! Związana z tygodnikiem „Polityka” Janina Paradowska
Choć wciąż trudno w to uwierzyć, Janiny Paradowskiej nie ma już z nami. Jedna z najbardziej cenionych dziennikarek w Polsce zmarła wczoraj. O śmierci prezenterki poinformowało radio TOK FM, z którym Nie żyje Janina Paradowska. Dziennikarka „Polityki” zmarła w wieku 74 latPublicystka była od dawna gotowa na śmierć, o czym poinformował jej przyjaciel, Jerzy Baczyński:Wielokrotnie mówiła, że była przygotowana na śmierć od tragicznej śmierci jej męża – Jerzego Zimowskiego. Mówiła, że właściwie jest już gotowa odejść i dołączyć do Jurka w każdej chwili. Dla nas to jest jest szok i niewyobrażalna strata. Janka była w naszej redakcji postacią szczególną. Od ponad ćwierć wieku była główną publicystką i komentatorką polityczną, a także jedną z najbardziej wpływowych komentatorek w Polsce – mówi Jerzy BaczyńskiJanina Paradowska przeżyła najtrudniejsze chwile, gdy zmarł jej mąż. Ukochany odszedł na jej oczach. Wtedy najlepszym ratunkiem była praca:Zaczęłam brać mnóstwo dodatkowych zajęć. Jestem pracoholiczką, więc nikogo to nie dziwiło. Praca pozwalała mi nie roztrząsać tego, co mnie spotkało” – opowiadała w „Vivie” pewnym momencie miała problem z tym, aby zasnąć bez środków nasennych:Popadłam w jakieś otępienie. Nie odczuwałam potrzeby płaczu, zwierzeń, rozklejania się. Dopiero po roku zaczęłam wpadać w histeryczne nastroje. Śpię tylko po proszkach. Niby i tak brałam je od wielu lat, tylko teraz się nie przejmuję tym, że szkodzą” – wyznała szczerze w „Vivie”.Pogrzeb Janiny ParadowskiejPogrzeb Janiny Paradowskiej odbędzie się prawdopodobnie w jej rodzinnym Krakowie. Dziennikarka chciała tego, by być pochowana obok męża:Grób mam załatwiony, obok Jurka. Zostanę skremowana – to też wiem. (…) Bo jak się idzie na grób skremowanej osoby, to człowiek sobie nie wyobraża, co jest w środku. Wie, że jest proch. A proch oznacza spokój” – tłumaczyła w „Wysokich ObcasachCo zatem sprawiło, że Janina zmarła tak nagle?Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje:Janina Paradowska przyczyny śmierci, pogrzebZnana dziennikarka i publicystka, Janina Paradowska zmarła nagle. Przyczyny zgonu nie są na razie znane Zdjęcie. Janina Paradowska / - / MWMedia. Reklama. Reklama. Reklama.Janina Paradowska Adam WojnarJanina Paradowska, polska dziennikarka i publicystka, zmarła w wieku 74 lat. Od 1991 roku związana była z tygodnikiem "Polityka". Była także felietonistką "Polski The Times".Janina Paradowska urodziła się 2 maja 1942 r. w Krakowie. Ukończyła polonistykę oraz dziennikarstwo. Pracę w zawodzie rozpoczęła jako dziennikarka "Kuriera Polskiego". Była kierownikiem działu politycznego w redakcji "Życia Warszawy". Od 1991 r. była komentatorką polityczną tygodnika "Polityka". Była także inicjatorką Salonów "Polityki", a przez lata także publicystką dziennika "Polska The Times".Od 2002 r. Paradowska prowadziła audycję w TOK FM. Była wielokrotną laureatką Nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Zdobyła tytuł Najlepszego Dziennikarza Roku 2002 w plebiscycie miesięcznika „Press”.Paradowska jest autorką wywiadu-rzeki z prof. Mikołajem Kozakiewiczem "Byłem marszałkiem kontraktowego" (Warszawa 1991) oraz wydanej w 2011 książki "A chciałam być aktorką...".Janina Paradowska miała dziś prowadzić poranną audycję w Tok FM. Gdy się nie pojawiła w studiu, radio próbowało się do niej dodzwaniać, potem także do jej znajomych. Dziennikarkę znaleziono martwą w domu, przyczyny śmierci nie są jeszcze znane. Od dłuższego czasu czuła się źle, ale starała się pracować tak intensywnie, jak tylko mogła - podaje ofertyMateriały promocyjne partneraZobacz też: Janina Paradowska: "Życie składa się też ze śmierci". 2 z 10. East News. 3 z 10. East News. 4 z 10. East News. 5 z 10. East News. 6 z 10. East News Janina Paradowska, wieloletnia publicystka „Polityki”, jedna z najwybitniejszych polskich dziennikarek, zmarła 29 czerwca 2016 r. Publikujemy fragment wywiadu biograficznego, w którym opowiadała o pierwszych latach w naszym tygodniku i o słynnej okładce z tekstem: „Tusku, musisz!”. „Polityka” (...) dawała poczucie bezpieczeństwa?„Polityka” to było moje marzenie od początku pracy w dziennikarstwie. Marzenie niedościgłe. Pamiętam, ileż to razy mój brat mówił z wyrzutem: „Czemu ty siedzisz w tym »Kurierze«, czemu w »Życiu Warszawy«, twoją ambicją powinna być praca w »Polityce«”. Wówczas nie śmiałam nawet o tym myśleć. Kiedy odeszłam z „Życia Warszawy”, też nie myślałam serio, żeby szukać pracy w „Polityce”, chociaż nie ukrywam, że miałam nadzieję na propozycję stamtąd. Kiedyś Jan Bijak, ówczesny naczelny, powiedział: „Ależ dobre są wywiady, które pani robi”. l to był wielki komplement. Jednak zawsze pracowałam w gazecie codziennej, mam w sobie trochę z grafomana, lubiłam napisać tekst wieczorem i przeczytać go następnego dnia rano. Rozważałam więc pójście do „Rzeczpospolitej”, którą kierował już Dariusz Fikus, a Maciek Łukasiewicz był jego zastępcą i on mnie tam ciągnął. Aż zadzwonił Bijak z propozycją spotkania. Nie odmówiłam oczywiście. l po rozmowie z Bijakiem zostałam komentatorem. O czym był pani pierwszy tekst w „Polityce”? Nie licząc wcześniejszego tekstu o profesorze Geremku, to był wywiad z Adamem Michnikiem. Robiłam go jeszcze dla „Życia Warszawy”, tam mi go nie wydrukowali, więc zaproponowałam temat mojej nowej gazecie. Potem miałam krótki epizod z kierowaniem działem politycznym, ale czułam się źle w tej roli. Po pierwsze, nie lubiłam siedzieć za biurkiem i redagować cudzych tekstów, a po drugie, miałam poczucie, że była to konstrukcja kompletnie sztuczna. W tym dziale byli Wiesiek Władyka, Adam Krzemiński, Mariusz Janicki. To byli ludzie o ogromnym już dorobku. Ja zaczynałam tam pisać i nie miałam poczucia, że mogę narzucać tematy na przykład Adamowi Krzemińskiemu, który zajmował się sprawami niemieckimi. Tak jak Wieśkowi Władyce, profesorowi uniwersytetu, ze sporym dorobkiem książkowym. A ja zwyczajny rzemieślnik. Głupio bym się czuła, adiustując im teksty. Miałam wobec „Polityki” kompleks. Przyszłam w końcu do zespołu, który podziwiałam z daleka przez tyle lat. Na wielu ich tekstach uczyłam się dziennikarstwa. Miałam na przykład taki okres, że mi się marzyło pisać felietony. Ale jako wierna czytelniczka „Bywalca”, czyli felietonów Daniela Passenta, na których się wychowywałam, szybko takie marzenia wybiłam sobie z głowy. Do tej pory uważam, że jestem dziennikarskim rzemieślnikiem. Opisuję i analizuję pewne sprawy, to, co widzę, słyszę, czego dowiaduję się z rozmów, staram się trzymać faktów i tyle. Istniał w zespole mit Mieczysława Rakowskiego? Rakowski w redakcji już nie bywał. Nie czułam jego wpływu, nie było też tak, że nowi, którzy z nim nie pracowali przedtem, odcinali się czy też kpili, że pochował własnymi rękami PZPR, gdy wydał polecenie „sztandar wyprowadzić”. Wszyscy mieliśmy szacunek, choć oczywiście mniejszy lub większy, dla przeszłości „Polityki” i roli Rakowskiego. W zespole pracowali wciąż ludzie, którzy z Rakowskim tworzyli gazetę – Passent, Marian Turski, Andrzej Krzysztof Wróblewski. To były wielkie nazwiska, na które przez lata pracowali swoimi tekstami. Oni się z Rakowskim przyjaźnili i spotykali, ale poza redakcją. Ja zresztą też częściej spotykałam go poza redakcją, na przykład na premierach teatralnych. Mój mąż go cenił, dobrze się im rozmawiało. Donald Tusk: Janka wiedziała, że w polityce cnota bez skuteczności znaczy niewiele Jak panią przyjął zespół? Dobrze, bo w „Polityce” zawsze raczej dobrze funkcjonowały procesy integracyjne, zwłaszcza gdy zespół był mniej liczny niż obecnie. Nowi ludzie szybko w ten zespół wrastali. Ale z czasem nowych zaczęło się pojawiać coraz więcej i dziś to już zupełnie inny zespół. „Starzy” nie obawiali się wymiany pokoleniowej? Może trochę na samym początku. Przez moment Daniel Passent patrzył chyba na mnie z podejrzliwością. Czemu? Bo nasze drogi były różne. On wielokrotnie w swoich tekstach bronił wprowadzenia stanu wojennego, ja w tym czasie byłam bardzo mocno zaangażowana w „Solidarność”. W środowisku było tajemnicą poliszynela, że Zdzisław Najder w imieniu Jana Olszewskiego zaproponował mi, żebym została rzecznikiem jego rządu. Odmówiłam, ale ja wówczas nie byłam kojarzona z lewicą, wręcz przeciwnie. Mógł więc myśleć: „O, przyszła do redakcji »solidarnościówa«, która nic nie potrafi, i będzie chciała wprowadzać swoje porządki”. Miałam jednak wrażenie, że wchodzę do nowej redakcji bezboleśnie. Być może kłębiły się gdzieś na zapleczu jakieś konflikty, których nie znałam. Pewnie były obawy, że przychodzą nowi i chcą budować kariery na dorobku „starych”, którzy stworzyli potęgę „Polityki”. A to była rzeczywiście potęga. Już pracując w redakcji, przekonywałam się o tym na przykład za granicą. Był taki czas, kiedy dosyć często jeździłam na spotkania w polskich ośrodkach kultury w dawnych demoludach. Zawsze na spotkaniach były nadkomplety, zawsze słyszałam, jak ważna była „Polityka” dla tamtejszej inteligencji, że oni się na niej wychowali, z niej czerpali wiedzę, dzięki niej stawali się opozycjonistami. W redakcji zaś faktycznie były napięcia, na przykład gdy odchodził Jan Bijak i zmieniał się naczelny. Ale wkrótce wszyscy zrozumieli, że Jurek Baczyński, który został i naczelnym, i prezesem spółdzielni, bo „Polityka” w myśl ustawy o likwidacji RSW musiała działać w takiej formule, jest zdecydowanie lepszy na nowe czasy, ma wizję zmian, przekształcenia pisma, kiedy nie wiadomo było wcale, czy przetrwamy. Był taki moment, że „starzy” się wycofali na jakiś czas, Passent został ambasadorem w Chile, Krzysztof Mroziewicz w Indiach, ale potem wrócili, mimo że już przyszła spora grupa nowych dziennikarzy. Daniel Passent z powrotem pisze felietony, jest szalenie popularnym dziennikarzem, zapraszanym do innych mediów, jego uwagi są cenione przez naczelnego. W „Polityce” nigdy nie było czystek jak w innych gazetach – przychodzi nowy naczelny, wymiata starych, obsadza swoją gwardią. I dlatego „Polityka” stała się stabilnym miejscem pracy. Zresztą ja w żadnej redakcji nie brałam udziału w koteriach, nawet w życiu towarzyskim redakcji, które pewnie się toczy, też nie uczestniczę. Jestem osobna, rzadko zapraszam kolegów z redakcji do domu, mam inny krąg towarzyski. Czytaj także: Janina Paradowska, niezwykła kronikarka ćwierćwiecza Prowadzicie w redakcji spory polityczne? Nie. Dyskusje, owszem, ale nie kłótnie. Chociaż nie jesteśmy wszyscy z jednej politycznej bajki. Przed każdymi wyborami robimy sobie w redakcji prawybory. Zawsze wygrywała Unia Wolności, a potem Platforma. Była jakaś pula głosów na SLD, na PSL, ale też – rzadko, bo rzadko – oddawano głosy na PiS. I to się pokrywało z linią pisma, czyli zespół dobierał się w ramach dominujących poglądów politycznych. Natomiast zdarzają się oczywiście teksty budzące wątpliwości zespołu czy jego poszczególnych członków. To normalne. Słynna okładka i pani tekst „Tusku, musisz!” wywołała dyskusję? Może była dyskusja zakulisowa, ale oficjalnie nie. Ani tytuł, ani okładka nie były moim pomysłem, co nie znaczy, że się od niego dystansuję. Jeżeli ktoś przeczytał tekst, to wie, że tytuł wcale nie oddawał treści. To był tekst o niedobrym klimacie panującym w PO przed wyborami parlamentarnymi w 2007 roku. Pamiętam, jak się zrodził pomysł tekstu. Chodząc po Sejmie i rozmawiając z różnymi politykami, zajrzałam do Bronisława Komorowskiego. Powiedziałam mu, że widzę zasadniczą różnicę między tym, co było przed wyborami prezydenckimi w 2005 r., które Tusk przegrał, a tym, co się teraz dzieje. Wtedy, w 2005 roku przed drugą turą, sytuacja była dla mnie dziwaczna. Piękna pogoda, wchodzę do Sejmu, w ogródku kawiarnianym siedzą wszyscy najważniejsi działacze PO, piją piwo i uważają, że mają wygrane wybory. A nie ma żadnego posła PiS, bo oni wszyscy pracują w terenie. Widzę w telewizji, jak Lech Kaczyński lata samolotem na spotkania, wysiada świeży, energiczny, a Tusk jedzie po kilka godzin samochodem, wysiada zmęczony, wymięty. W ogóle nie rozumiałam tak prowadzonej kampanii. Nie do końca jestem przekonana, czy przełomem w tej kampanii było wyciągnięcie Tuskowi dziadka z Wehrmachtu, to przecież było znane od dawna, zamieściłam to w książce „Teczki liberałów”, którą w 1993 roku napisaliśmy z Jurkiem Baczyńskim, i ta informacja rzeczywiście w kampanii 2005 roku była cytowana przez różne pisma, głównie przez „Nasz Dziennik”. Ale Tusk przegrał, bo nie wiadomo, dlaczego cała Platforma uznała, że niczego nie muszą robić, wygraną mają w kieszeni. Tymczasem w 2007 roku atmosfera była radykalnie inna. Cała Platforma w terenie, zasuwają ze spotkania na spotkanie, tylko że nikt nie wierzy w wygraną. Niewiara rozlewa się też na środowiska inteligenckie. Przyznaje mi to podczas rozmowy Komorowski – tak, nasza baza, czyli inteligencja, nie wierzy w nas i to jest nasz problem. Ten tekst był właśnie o klimacie niewiary i o tym, że przecież to Platforma, a nie PiS, ma wszelkie szanse, żeby wygrać, a środowiska jej sprzyjające robią wszystko, by przegrała. Był o tym, że tak naprawdę teraz o wszystkim zadecyduje determinacja Tuska. To „musisz” było więc w gruncie rzeczy wołaniem wewnątrzpartyjnym. Musisz pokazać, że jesteś liderem, że dasz radę, na przekór wszystkim. Myśmy w „Polityce” nigdy nie byli zwolennikami państwa PiS, dla nas zawsze ważny był Okrągły Stół jako początek przemiany, wybory z 4 czerwca, nawet jeśli nie były w pełni demokratyczne, i dorobek III RP, jak się okazuje bardzo trwały i odporny na wstrząsy. Nie uważaliśmy, że III RP wyczerpała swoje możliwości, zbankrutowała, tkwi w jakimś upiornym układzie, z którego mają ją wyzwolić ideologiczne komisje prawdy i sprawiedliwości. IV Rzeczpospolita nie była naszym projektem, a ja się go wręcz bałam, przynajmniej takiego, jaki został opisany, bowiem w tworzeniu okazał się wielkim partactwem, ale jednak niebezpiecznym. Powiedziałabym nawet, że dobrze, iż tyle spartaczono, bo nie wiem, gdzie obudzilibyśmy się po okresie dłuższym niż dwa lata. Miałam tu także swoje doświadczenia osobiste, bo mąż był wtedy adwokatem i miał sporo spraw politycznych. Był obrońcą Emila Wąsacza, byłego ministra skarbu, i przeżyliśmy to wszystko łącznie z przewożeniem Emila, po pokazowym zatrzymaniu, przez całą Polskę, nie bardzo wiadomo po co, bo prokuratura w Gdańsku zupełnie nie wiedziała, co robić, i tylko biegali do telefonu na konsultacje z Warszawą. Nie mieli chyba nawet owego miażdżącego ponoć dla Wąsacza raportu o prywatyzacji PZU, którym kilka godzin wcześniej na specjalnej konferencji prasowej machał ówczesny pierwszy zastępca prokuratora generalnego Janusz Kaczmarek, obecnie już zupełnie nawrócony. Tak więc bez dwóch zdań chciałam, żeby wybory wygrała Platforma, i nie zamierzałam tego ukrywać. Ale gdy tytuł „Tusku, musisz!” zobaczyłam przed drukiem, miałam przez moment wątpliwości, nawet nie tyle co do kwestii, czy powinno się tak dociskać pedał, raczej czy on pasuje do mojego bardziej zdystansowanego tekstu. Zobacz także: Dziennikarze i politycy wspominają Janinę Paradowską Protestowała pani? Nie, zaufałam naczelnemu. I nie mam z tego powodu kłopotu ze sobą, ze swoim dziennikarskim sumieniem, chociaż oczywiście pisowscy dziennikarze do dziś mi tego nie wybaczyli. Trochę mnie raziło, jak ten greps powtórzyliśmy przy ostatnich wyborach prezydenckich. Stawka tych wyborów też była ogromna i z tego zdawaliśmy sobie sprawę. Okładka „Bronku, do broni” miała być bardziej żartobliwa, tylko że chyba to nie był najlepszy pomysł i jakoś nie została odczytana żartobliwie. Jak się okazuje, pewnych pomysłów nie warto nadużywać. *** Fragment książki „A chciałam być aktorką”, wywiadu rzeki z damą polskiego dziennikarstwa. Z Janiną Paradowską rozmawiała Marta Stremecka (Wydawnictwo Czerwone i Czarne 2011).Janina Paradowska uznawana była za jedną z najbardziej wpływowych komentatorek politycznych. W specjalnym wywiadzie dla Onetu prezydent Andrzej Duda w rozmowie z Bartoszem Węglarczykiem
Data utworzenia: 29 czerwca 2016, 17:50. 29 czerwca zmarła dziennikarka Janina Paradowska, uznawana za jedną z najbardziej wpływowych komentatorek politycznych. W gronie dziennikarzy i polityków wspominających red. Paradowską znalazł się Donald Tusk, który napisał: "Janka: najlepsze serce, umysł, teksty". Janina Paradowska Foto: East News /12 Monika Olejnik Facebook Znani dziennikarze i politycy wspominają Janinę Paradowską publikując wpisy na swoich profilach na Facebooku i Instagramie /12 Anna Kalczyńska Twitter Dziennikarka Anna Kalczyńska bardzo ceniła Janinę Paradowską /12 Tomasz Kammel Facebook "Pani Janko kochana. I co teraz będzie?" Napisał Tomasz Kammel /12 Kamil Durczok Twitter "Razem z Nią odchodzi Prawdziwe dziennikarstwo" - napisał na swoim Twitterze Kamil Durczok /12 Tomasz Terlikowski Twitter Tomasz Terlikowski również odniósł się do smutnych informacji związanych ze śmiercią dziennikarki /12 Piotr Kraśko Twitter Piotr Krasko jest ogromnie poruszony śmiercią Janiny Paradowskiej /12 Radosław Sikorski Twitter Radosław Sikorski również ciepło wspomina dziennikarkę /12 Bartosz Arłukowicz Twitter Były minister zdrowia podziękował Janinie Paradowskiej /12 Włodzimierz Czarzasty Twitter "Odeszła osoba, którą szanuję" - napisał polityk /12 Janusz Palikot Twitter "Wydawał się nieśmiertelna" - skomentował Janusz Palikot /12 Dawid Wildstein Twitter "Pomódlmy się. Nie bądźmy jak ci co życzą śmierci swoim oponentom" -napisał Dawid Wildstein /12 Donald Tusk Twitter W gronie polityków, którzy pożegnali Janinę Paradowską znalazł się Donald Tusk, który napisał: "Janka: najlepsze serce, umysł, teksty" Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Po blisko dwóch miesiącach od tego czasu poznaliśmy raport koronera, w którym opisano przyczyny śmierci 40-latki. Jessica Jaymes, słynna aktorka filmów pornograficznych zmarła we wrześniu
Stefania Falasca w najnowszej książce definitywnie wyjaśnia przyczynę śmierci papieża Jana Pawła I - podaje „La Stampa”. Włoski dziennik informuje, że tuż przed śmiercią Ojciec Święty zlekceważył silny ból w klatce piersiowej i sam zdecydował o tym, by nie informować lekarza. Kardynał Albino Luciani, znany światu jako Jan Paweł I, zmarł nagle 28 września 1978 roku, zaledwie 33 dni po rozpoczęciu pontyfikatu. Papież został znaleziony w swoim łóżku, z notatkami w ręku. Choć jako oficjalną przyczynę Watykan podał atak serca, to natychmiast pojawiły się teorie spiskowe. Spekulowano, że Ojciec Święty mógł zostać otruty, a przed ujawnieniem trzeciej tajemnicy fatimskiej pojawiły się teorie, że to jej szokująca treść mogła doprowadzić papieża do zawału. Wątpliwości wokół zgonu Jana Pawła I ma rozwiać książka "Papież Luciani. Kronika śmierci". Publikacja autorstwa watykanistki Stefanii Falaski ukaże się 7 listopada. Pisarka dotarła do wcześniej niepublikowanych relacji świadków i tajnych dokumentów Stolicy Apostolskiej, w tym do karty choroby papieża. Okazuje się, że kluczowe w całej sprawie są ostatnie godziny przed nagłą śmiercią papieża. Ich przebieg znamy dzięki relacji nieżyjącego już papieskiego lekarza Renato Buzzonettiego, która została przez niego przygotowana na zlecenie Sekretariatu Stanu w październiku 1978 roku. Wynika z niej, że podczas wieczornej modlitwy papież poczuł intensywny ból w okolicach mostka. Ojciec Święty miał jednak sam zadecydować o tym, by nie wzywać lekarza, a ból wkrótce ustąpił. Sam papieski medyk dowiedział się o tym dopiero po czasie, gdy Jan Paweł I już nie żył.
W zasadzie Janina Paradowska powiedziała tyle godnych uwagi słów w swoim 74.letnim życiu, że naprawdę ciężko było wybrać zaledwie garstkę cytatów. Są to jednak wypowiedzi trafione ostro w punkt, tak zwane jednej z najwybitniejszych postaci polskiego dziennikarstwa.Janina Paradowska nie miała najlepszego zdania o Andrzeju Dudzie. Jak ją pożegnał? Andrzej Duda o śmierci Janiny ParadowskiejWczoraj media obiegła smutna informacja o śmierci Janiny Paradowskiej. Dziennikarka zmarła w wieku 74 lat. Nadal nieznane są przyczyny zgonu. Jej odejście poruszyło całe środowisko dziennikarskie. Teraz swój żal wyraził także Andrzej dość zaskakujący gest ze strony prezydenta, który często był krytykowany przez Paradowską. Pomimo negatywnego nastawienia do poglądów i polityki prezydenta, na Twitterze Dudy pojawił się wpis żegnający felietonistkę:Odeszła Pani Red. Janina Paradowska. Różniliśmy się w poglądach, czasem na oczach Telewidzów ale zawsze była też nić sympatii. Smutny łamach Polityki Janina Paradowska wytykała Andrzejowi Dudzie błędy i wpadki. Krytykowała go za decyzje, takie jak podpisanie ustawy antyterrorystycznej czy zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej. Przypomnijmy, że w jednym z ostatnich tekstów Janina Paradowska o Andrzeju Dudzie napisała:Zlekceważył prośbę rzecznika praw obywatelskich o skierowanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent nie ma praw do trybunału, przynajmniej dopóty, dopóki nie będzie on całkowicie jednopartyjny. A może to tylko bałagan w prezydenckiej kancelarii?Chociaż komentarz Andrzeja Dudy wywołał falę dyskusji na Twitterze, prezydent nie odpowiedział na żaden z Janina Paradowska nie żyje. Dziennikarka „Polityki” zmarła w wieku 74 latAndrzej Duda o Janinie ParadowskiejAndrzej Duda o śmierci Janiny ParadowskiejAndrzej Duda żegna Janinę Paradowską na TwitterzeKarolKocham kosmos, a jak kosmos to gwiazdy, szczególnie osiem czytane dziśMoże Cię zainteresowaćZ65uCq.